święta

Wyobraź sobie, że w Twoim idealnie posprzątanym domu na stole stoi wazon świeżych kwiatów. Na samym brzegu stołu, nieostrożny mógłby przypadkiem go strącić. W lodówce na samym wierzchu leżą różne „zakazane” produkty, masz je nie zważając na alergeny, ilość cukru czy zawartość wszelakich „E”. Jeśli coś gotujesz to na pierwszym palniku, nawet w wielkim garze. Ale nie gotujesz na te Święta za dużo, bo przecież nawet nie lubisz tych wigilijnych i post wigilijnych potraw. Makaron z pesto i parmezanem zrobi robotę. Nie, żebyś musiała się gdziekolwiek spieszyć i oszczędzać czas na jedzeniu…

Niespiesznie wieszasz pranie, bo właśnie wyzerowałaś kosz. Jesteś w stanie przeczytać całą książkę w pół dnia, albo i mniej. Zaległe seriale obejrzysz, pewnie ze dwa sezony na raz, albo trzy. Patrząc przez okno nie będziesz wypatrywać pierwszej gwiazdki czy śniegu, a wpatrywać się w swoje odbicie – takie czyste masz w te Święta szyby, zero odciśniętych dłoni, nosów, języków.

Noc przed Wigilią nie będziesz, w pocie czoła, co by nikogo nie wybudzić szelestem kolorowego papieru i rwanej taśmy, pakować prezentów. Co najwyżej rano lub wieczorem następnego dnia wymienisz prezenty ze swoim nowym nie_mężem, bez zbędnych ceremoniałów i udawania, że to Gwiazdor. Po prostu żeby sprawić sobie wzajemnie radość. Albo dacie sobie prezenty wcześniej lub później, nie ważne. To tylko kartka w kalendarzu.

W Wigilię nie będzie dzikiego szału prasowania i marudzenia, że rajstopki uciskają. Nie będzie rytualnego pakowania pluszaków w Twoją kopertówkę, bo „no przecież jeszcze Ci się zmieści, mamo!”, bo przecież u Babci pluszaki to nie te same. Nie będzie powrotów z naręczem prezentów, głównie produkcji chińskiej, ale „marzył/a o takmim, czyż nie? na własne uszy słyszałam, że marzył/a!”. W ogóle z prezentami luz, przecież dzieci/dziecko dostaną prezenty w innym domu, od innego Gwiazdora. Jeśli chcesz, kupujesz coś symbolicznego i dopiero po Świętach ściemniasz, że Dziadek Mróz zostawił. Nie spinasz się jednak, bo w tym roku to nie Twoja odpowiedzialność. Pewnie pojedziesz lub w spółce ze swoim partnerem pojedziecie do rodziców lub teściów, na chwilę, w odwiedziny, podzielić się opłatkiem lub w ogóle odbębnicie wizytę przez Skype, a potem wrócicie do siebie. Może wyskoczycie późnym wieczorem z bezdzietnymi na nocny spacer albo zaprosicie ich do siebie na lampkę wina. A może zatopicie się w bezkresnej kołdrze, której tym razem nie trzeba dzielić z żadnym nieletnim nocnym przybyszem, może będziecie oglądać filmy, słuchać muzyki…

Jest jeszcze ta czynność na „s”. Bezdzietne pary mogą to robić kiedy chcą i jak długo chcą. Kiedy więc tylko ostatnia pozostała w naszym domu latorośl opuściła jego próg celem udania się na Święta do „tej innej rodziny”, postanowiliśmy, że musimy, już teraz, właśnie w tym momencie… SPAĆ!

***

Nie powiem, żeby w ogóle mi nie było smutno, albo mnie w ogólnie nie dźgnęło w serce. To jednak Święta i ten czas ma sens tylko wtedy, kiedy ma sens robić szopkę i wariata z siebie („Naprawdę Gwiazdor tu był, wcale nie podłożyłam tych prezentów pod choinkę gdy byłeś w toalecie, co to to nie!”). Z drugiej jednak strony to tylko data, a świętować można zawsze. Bezdzietne Święta dla rodzin zrekonstruowanych lub samotnych rodziców, którzy „nie mają” dzieci na Święta w tym roku, to oprócz tego lekcja zdrowego egoizmu. To ten czas, gdy zamiast wypruwać z siebie flaki dla innych, możemy być dla siebie, niezależnie czy w parze czy solo. Możemy zrobić prezent samym sobie, delektować się ciszą i nie zastanawiać się przez ten jeden, dwa lub kilka dni czy za zamkniętymi drzwiami dziecięcego pokoju nie ma aby czasem w tej chwili ofiar śmiertelnych czy otwartych złamań. Wreszcie, choć życie i świat nie są sprawiedliwe, to niech sobie poudają, niech ta druga strona barykady też ma szansę doświadczyć odcisków dłoni na szybach i adrenaliny wieczornego pakowania prezentów, niech też handluje z cisnącymi rajstopami i spiera plamy z barszczu na dziecięcym swetrze. I niezależnie od konfliktów lub ich braku, niech druga strona barykady też raz na dwa lata doświadcza radości wynikającej z tupotu małych stóp i oczekiwania na pierwszą gwiazdkę. W końcu są Święta, no nie?

***

To nasze ostatnie Święta bez dzieci, tylko we dwoje. Od przyszłego roku zawsze będzie z nami minimum jedno, to nowe, wspólne. Ciszo trwaj, seriale trwajcie, chwilo trwaj. A ten koszmar z tytułu to koszmar tak dla żartu. Jest wspaniale! Kiedy w przypadkowej rozmowie powiedziałam mojemu znajomemu, ojcu dwójki dzieci z tą samą kobietą, z którą jest w związku (wiem, że głupio to brzmi, ale takie mamy czasy, że trzeba doprecyzowywać), że na Święta u nas nie będzie żadnego dziecka, zrobił wielkie oczy i wyznał, że dla niego czas wolny bez dzieci to abstrakcja i zdarzyło się im (jemu i partnerce) raz w ciągu ostatnich 4 lat, jak nocowała u nich koleżanka i obiecała „niańczyć” córki od rana, to GRALI na komputerze do 1 rano, bo nie wiedzieli co z tym fantem zrobić, że nie muszą wstawać o świcie 🙂 Jeśli chodzi o czas dla siebie, to my, w naszych zrekonstruowanych pozszywanych konstelacjach, dostajemy często od życia ten bonus. Mamy mniej, ale czasem więcej (ogólnie „więcej” potrafi być na wielu płaszczyznach, ale to temat na książkę).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here